Przejdź do głównej zawartości
Porzeczki po mieszczańsku
Dzieciństwo. Wakacje u Babci. Szaleństwa z kuzynostwem. Owoce prosto z krzaka...
Pamiętam,
jak razem z kuzynką czekałyśmy, aż truskawki przestaną być zielone, zaczną
przybierać białą barwę, lekko zaróżowieją... Takie były najlepsze, wyczekane, z
piaskiem pomiędzy zębami smakowały najlepiej. A po truskawkach eskapady do
sadu, a po drodze maliny i porzeczki, w krzakach można było stworzyć „bazę”
doskonałą. Podrapane nogi, poparzone od pokrzywy, umorusana buzia i poplamione
sukienki, od wiśni i morwy zjadanej prosto z drzewa, od porzeczek – najlepszych
białych i równie pysznych, choć kwaśnych czerwonych.
Deser
doskonały, babciny, wakacyjny, jedyny w swoim rodzaju? Porzeczki czerwone
zasypane cukrem. Kto pamięta? Ręka w górę!
Uważam,
że owoce najlepiej smakują na surowo. Nie lubię ich w ciastach, nie przepadam
za kompotami czy owocowymi zupami. No, ale… cóż poradzić, kiedy jesteś
posiadaczką kilku krzaków/drzew, a plony są nadspodziewanie duże? Grzech
pozostawić je na pastwę losu i pozwolić, by się zmarnowały na krzaku. A jak się
obeżresz to też grzech! Trzeba zamknąć ten smak w słoiku.
Co
zrobić z taką ilością porzeczek. Truskawki – wiadomo: w syropie lub dżem,
porzeczki… a może galaretka?Skąd
przepis? Mama porzeczek nie przerabiała… Na pomoc przychodzi sąsiadka z domu
obok. W obfitości owocu z radością podzieliłam się ze starszą panią, w zamian
opowiedziała mi o swoim sposobie na przygotowanie porzeczkowej galaretki. Na
zimno, bez pasteryzowania!
Owoce
zasypujesz cukrem, żeby puściły sok, przecierasz, wyciskasz, wiadomo, są bardzo
soczyste. Następnie w stosunku 1:1 zasypujesz cukrem i ucierasz (w makutrze).
Porzeczki mają dużo pektyny, nie potrzeba nic żelującego. Zsiądzie się sama.Następnego
dnia, otrzymałam od sąsiadki słoiczek dobroci. Ja podarowałam jej słoiczek
dżemu z dyni. Jak dobrze mieć sąsiada!!!
Mój
sposób na przetworzenie porzeczek wyglądał troszkę inaczej. Kilka miesięcy temu
zakupiłam w jednym z niemieckich supermarketów wyciskarkę wolnoobrotową. Jeden
z moich najlepszych zakupów w życiu. Wyciska porzeczki do cna. Z jednej strony
wypływa gęsty esencjonalny sok, z drugiej wytłoczyny, które też spożytkowałam,
ale o tym napiszę za kilka tygodni. Tenże sok
zmiksowałam z cukrem w trochę mniejszych proporcjach niż powiedziała sąsiadka.
Mój wyrób to nie to co galaretka sąsiadki, ale też całkiem smaczne. Musze kupić
makutrę!
P.S.Nie
poradziłam sobie z zamykaniem słoików „na spirytus”. Po pierwsze żal mi było
trunku, po drugie nie wychodziło za diabła. Spasteryzowałam więc klasycznie. Dziś
zniosę do uprzątniętej w końcu piwnicy. Ja będę to wykorzystywać po sezonie? W
jakiej formie pożerać? Będę Wam opowiadać na bieżąco.Smacznego!
Komentarze
Prześlij komentarz