Stuletni Sad


Wioletę i Wojtka Zielińskich poznałam latem ubiegłego roku. Pomimo, że na pierwszy rzut oka różnimy się bardzo, nawiązała się między nami nić sympatii, która w przeciągu roku zamieniła się w bardzo ciepłą relację. Uwielbiam ludzi z pasją, a szczególnie takich, którzy mają do przekazania swoją historię, niebanalną i wręcz filmową.

źródło: www.polona.pl


Kilka lat temu dostali od babci sad. Piękne przedwojenne nasadzenia. I jest to jeden z nielicznych zachowanych w okolicy wielkich sadów. Jabłonie, grusze, śliwy. Miejsce magiczne, urokliwe o każdej porze roku.

Ich pierwsze przygody z tak nietuzinkowym prezentem to świadomość ogromu pracy i energii, jaką musza w nie włożyć. Ale wiadomo, że dobra energia może być przekuta w coś niesamowitego. Tak też się stało. Praca zaowocowała zaangażowaniem emocjonalnym, pełnym potu i łez, także wielu wzruszeń.

Ekologiczne owoce są w cenie, ale ich wartość to nie tylko pieniądze. To satysfakcja, która popycha do coraz to nowych działań. Wioleta i Wojtek otworzyli swój sad, miejsce rodzinne i przez lata intymne, na ludzi. Od ubiegłego roku Stuletni Sad, wrześniową porą staje się miejscem pikniku, uroczej imprezy, na której niejedna atrakcja z jabłkiem w tle się przewija.

Piknik w Stuletnim Sadzie to wydarzenie o tyle ciekawe, że stworzone przez ludzi z prowincji. Inicjatywa oddolna przedsięwzięcia jest dla mnie szczególnie cenna i warta podkreślenia. Mimo, iż to dopiero druga edycja tego wydarzenia, widać, że przyciąga ludzi ceniących lokalną przyrodę, krajobraz i smaki.

Wrzesień to pora roku trudna. Kończą się wakacje, zaczynają obowiązki i cała masa zadań do wykonania. Trzeba skończyć przed zimą przetwory, zabezpieczyć zbiory, a pogada bywa kapryśna. Do tego dochodzi cała gama weekendowych okolicznych imprez, na których uświęca się śliwki, kapustę, bałabuny czy chleb. Jabłko, o dziwo jest motywem nowym, choć bardzo starym, niezwykle mocno wpisanym w krajobraz Doliny Dolnej Wisły.

Jabłoń i jabłko, są oczywistym elementem okolicznych wsi, zdumiewa więc jego dotychczasowa nieobecność w wydarzeniach lokalnych. A przecież jabłko to ogromny potencjał, proszę Państwa!

To jabłkiem skusiła Ewa Adama, prawda? Tajemniczy zakazany owoc kojarzy nam się właśnie z naszym swojskim, krągłym, aromatycznym i soczystym jabłkiem? Może była to malinówka? A może inne czerwieniejące na słońcu cudo? Jabłka, a konkretnie kosztele były ponoć ulubionym owocem królowej Marysieńki, bohaterki jednej z najpiękniejszych historii miłosnych w polskich dziejach. Król Jan III dbał, by kosze z kosztelami były pełne, a radość nie schodziła z twarzy ukochanej.

źródło: www.polona.pl

Nasi przodkowie, podobnie jak my jedli jabłka na surowo, mieli też swoje sposoby, by jabłka konserwować. Dużą ilość owoców suszono, wędzono, przetwarzano czyniąc z nich doskonałe konfitury i galaretki, cukierki, a nawet pierniki. Z jabłek robiono też powidła. Jabłka również kiszono. Robiono to na dwa sposoby: po pierwsze dodawano do kapusty, po drugie, zalewano miksturą z wody, soli i mąki razowej. Cóż za smak!!!

źródło: www.polona.pl


Poza stałą konsystencją, nasi przodkowie docenili również wersję płynną tego klasycznego owocu. Kompoty, soki oraz jabłeczniki królowały w polskich spiżarniach i na polskich stołach. Czy ktoś to jeszcze pamięta?

A octy? Doskonałe dla zdrowia, ale także świetne w smaku, które kupujemy dziś za astronomiczne kwoty. Czy robicie octy sami? Przecież to nic trudnego, wystarczy mieć dobry surowiec, jabłko starej odmiany, najlepiej jeszcze ekologiczne, takie właśnie jak w Stuletnim Sadzie.

źródło: https://www.facebook.com/stuletnisad

Przed nami najlepszy czas na przygotowanie tego wszystkiego. Trzeba zakasać rękawy i wykorzystać ostatnie tak przyjemne promienie słońca. Wszak jesień wdziera się i rozpycha rękami nie patrząc czy tego chcemy czy nie.

Dla uspokojenia duszyczek nieprzepadających za jesienną szarugą, polecam wizualizacje. Zamknijcie oczy, weźcie głęboki oddech i wyobraźcie sobie stuletni sad majową porą. Kwitnący, aromatyczny i romantyczny. Pod drzewami morze mniszka lekarskiego, który zbieramy na syrop. W koronach drzew słychać tylko brzęczące pszczoły. Pachnie nadchodzącym latem, wakacjami…

Czy majówka w kwitnącym sadzie nie brzmi kusząco? A gdyby tak ślub w tej niezwykłej scenerii? Podobno można już wybierać miejsca poza zimnymi urzędami, a plener – choć ryzykowny ze względu na nieprzewidywalne warunki atmosferyczne – pociąga wielu zakochanych śmiałków.


źródło: www.polona.pl

W miastach mamy parki, do których uciekamy, jak tylko pogoda nas do tego zachęci. Na prowincji mamy jeszcze piękne stare wielkie sady. Stuletni Sad jest jak tajemniczy ogród. To miejsce, w którym rodzą się nie tylko owoce. W StuletnimSadzie owocują marzenia. Plany, choć czasem szalone, są śmiało realizowane. Pomysły zmieniają się w działania,  znajomości w przyjaźnie, a jabłka w znakomite przetwory.

Komentarze

Prześlij komentarz

Bądź na bieżąco

Popularne posty