31.08.2022

Letnie spotkanie z Mieczysławem Babalskim. Mąki, kasze, makarony i inne ekologiczne rarytasy z kujawsko-pomorskiego


Sierpniowym popołudniem z całą rodziną wybraliśmy się na przejażdżkę do Pokrzydowa, urokliwej wioski w województwie kujawsko-pomorskim. Znajduje się ona w gminie Zbiczno, niedaleko Brodnicy. Korzystaliśmy z wakacji w Bachotku, a stamtąd to tylko kilka kilometrów. O miejscowości i mojej miłości do Pojezierza Brodnickiego już pisałam, więc można powiedzieć, że to kolejna odsłona mojego romansu z tym miejscem i jego smaczkami. Mieliśmy wielkie szczęście spędzić kilka chwil z człowiekiem, od którego emanuje wielka miłość do tego co robi, ogromny szacunek do natury. Wszystko to przekłada z czułością na pracę własną i pracę innych, tym samym wpływa na wysoką jakość produktu.


Pojechaliśmy, by zrobić zakupy w sklepie z ekologiczną żywnością w wytwórni BIO Babalscy. Nigdy wcześniej tam nie byliśmy, dlatego z wielką ekscytacją ruszyliśmy na tę wyprawę. Przechodząc przez bramę, minął nas sam właściciel i twórca marki, który w wiaderku niósł dla swoich zwierząt obierki od jabłek. Ucieszył się na nasz widok, widok klientów i kulinarnych turystów. Z wielkim zaangażowaniem zaczął opowiadać o miejscu. Najpierw zwrócił naszą uwagę na roznoszący się aromat. Okazało się, że właśnie dobiega końca proces palenia kawy orkiszowej. Mieliśmy okazję zobaczyć, jak wygląda ziarno, które wysypane ze specjalnie sterowanego elektronicznie pieca, przesypane do skrzyń jest chłodzone, a właściwie gaszone. Temperatura takich ziaren wynosi 200 stopni, by się nie zapaliło należy je schłodzić wodą. Woda od razu wyparowuje, więc widok chmury unoszącej się nad kawą jest zachwycający.



Nigdy wcześniej nie próbowałam kawy orkiszowej, tym bardziej nie byłam świadkiem procesu wypalania takiej kawy. Unoszący się zapach i obserwacja procesu gaszenia ziaren rozbudziły nasze apetyty.



Zostaliśmy oprowadzeni po firmie, a Pan Mieczysław opowiadał o jej historii i teraźniejszości. Widzieliśmy ziarna samopszy, płaskurki, które czekały na dalszą obróbkę, obserwowaliśmy ludzi przy pracy, maszyny, tradycyjne i nowoczesne maszyny. Poczuliśmy dobrą energię tego miejsca.


W pracę jest już zaangażowane nowe pokolenie Babalskich. Świadectwem jest świetna książka, którą otrzymałam od Pana Mieczysława - książka kucharska, w której znajdują się przepisy nadesłane przez osoby, które u Babalskich robią zakupy.




Pomysł jej wydania wyszedł od Syna pana Mieczysława. Jest to świetne świadectwo połączenia tradycji z nowoczesnością, a także dowód na to, że można pięknie budować relacje zarówno w rodzinie, jak i w biznesie. Dawno nie spotkałam człowieka, który wygląda na tak spełnionego i który z taką dumą i jednocześnie pokorą opowiada o swoim pomyśle na życie. 



Mieczysława Babalskiego i jego produkty poznaliśmy już wiele lat wcześniej, podczas Festiwalu Smaku w Grucznie. Makarony, mąki, kasze i inne dobra są też dostępne bezpośrednio od producenta podczas jarmarków ekologicznych, które odbywają się w Toruniu przy Muzeum Etnograficznym. Cały asortyment możne również kupić przez Internet. Na stronie firmy działa sklep internetowy, więc nawet nie trzeba wychodzić z domu, organizować wyprawy do Pokrzydowa, by poczuć smak ekologicznych produktów.



Wizyta w wytwórni BIO Babalscy zrobiła na mnie ogromne wrażenie, z pewnością miało na to wpływ spotkanie z panem Mieczysławem, który jest niesamowitym człowiekiem. Ale nie tylko ja odczułam, że to był dobry czas. Pod wrażeniem były także moje nastoletnie latorośle, a to nie jest takie proste, by jakiekolwiek spotkanie zostało zapamiętane przez przedstawicieli młodego pokolenia.



Wizjoner, bo tak mogę nazwać bohatera tego wpisu, Pan Mieczysław Babalski od 40 lat nie boi się ekologii w rolnictwie. Jest pierwszym w Polsce ekologicznym rolnikiem i pierwszym w Polsce producentem ekologicznych produktów. Dzięki niemu możemy na nowo spróbować jak smakują produkty z płaskurki czy samopszy, a kawa orkiszowa raduje nasze podniebienie. Miałam wielkie szczęście poznać Mieczysława Babalskiego osobiście i przyjrzeć się miejscu, w którym to wszystko się dzieje.


Ze sporym zapasem wrażeń, ale również z zapasem kasz, mąk i makaronów jestem przygotowana na nadchodzącą niebawem jesień. Jestem tez przekonana, że wytwórnia Mieczysława Babalskiego nie raz jeszcze będzie celem naszych podróży, może uda nam się odwiedzić sad? A może jeszcze inne miejsca, których nie zdążyliśmy odkryć tym razem...




23.08.2022

Pojezierze Brodnickie smakuje wyśmienicie


 

Las, jezioro, cisza… Tak mogę opisać warunki, w których spędzałam tegoroczne wakacje. Odkrywam i zakochuję się w nowych miejscach, podziwiam te, które odwiedzam ponownie. Bo takie jest Pojezierze Brodnickie. Malownicze, czyste, niezadeptane przez turystów i na dodatek… smaczne. Dla miłośników prowincji to prawdziwy rarytas. Po powrocie do mojego ukochanego Torunia czuję niedosyt. Na szczęście to dość blisko, więc zawsze można wyskoczyć na dzień lub weekend… Rozmarzyłam się.





Niby trochę przez przypadek, troszkę przeze mnie sprowokowany, wiele wspaniałych chwil tego lata spędzałam w okolicach Brodnicy. Lipiec i sierpień zdecydowanie zdominowały krajobrazy jak z bajk i odpoczynek od "onlajnu". Brodnica, Pokrzydowo, Gaj Grzmięca oraz Bachotek to kierunki moich wypraw, dzięki którym poczułam się naprawdę zrelaksowana. No i nie obyło się bez lokalnych smaków, bo to zawsze bardzo ważna część moich wojaży.



Pierwszy tegoroczny wyjazd miał miejsce w połowie lipca, kiedy brałam udział w Zlocie czytelników książek Katarzyny Puzyńskiej w Pokrzydowie. Kto jeszcze nie czytał jej książek o Lipowie, a lubi literaturę kryminalną osadzoną w lokalnych klimatach to serdecznie zachęcam. Czternaście tomów, których miejscem akcji są malownicze okolice Bachotka, choć dość mroczne, to jednak wciągają. Niewiele jest w nich kulinariów, choć jedna z bohaterek słynie z tego, że jest łasuchem i wszystkich na około karmi swoimi wypiekami. Myślę, że szarlotka i domowe ciasteczka to łakocie, które będą mi przywoływać na myśl właśnie Lipowo. 



Impreza bardzo mi się podobała, szczególnie zaangażowanie lokalnej społeczności, oraz obecność samej pisarki, która towarzyszyła swoim fanom przez całe dwa dni (a nawet więcej, licząc nieformalne ognisko dzień przed oficjalnym rozpoczęciem zlotu!). Świetnie zorganizowany czas, rozpoczęty grą terenową, prowadzone wykłady, wywiady, konkursy i oczywiście piknik.




Zakończenie pierwszego dnia miało miejsce w PTTK Bachotek. Jak się domyślacie, ważnym dla mnie akcentem był poczęstunek (a jakże!) przygotowany przez KGW Pokrzydowo. Chyba największym hitem okazały się potrawy z pokrzyw, przygotowane zarówno w wersji wegańskiej jak i niewegeteriańskiej. Były pierogi, zupa oraz inne klasyczne propozycje dla mięsożerców (kiełbaski, chleb ze smalcem itp.). Nie brakowało również różnego rodzaju ciast. Również w wersji wegańskiej. Panie z KGW w Pokrzydowie są naprawdę kreatywne i nie boją się takich wyzwań. Z pewnością przez lata nauczyły się tych bezmięsnych smakołyków, ze względu na dietę pisarki, czyli Katarzyny Puzyńskiej, która jest weganką. 

Ja skusiłam się na zakup wędzonego pstrąga, którego po powrocie do Torunia spałaszowałam w mgnieniu oka. Świeżutki, nieprzesuszony, rozpływał się w ustach!

Nie trzeba było długo czekać, a przytrafiła się kolejna okazja do wyjazdu w okolice Lipowa. Tym razem Gaj Grzmięca i rewelacyjne miejsce nad Jeziorem Strażym. Polecam z całego serca. Na miejsce noclegu dojechaliśmy późnym wieczorem, więc mogliśmy doznać czym jest prawdziwie ciemna noc i rozświetlone gwiazdami niebo. Zero zanieczyszczenia światłem i zasięgiem! Prawdziwy cywilizacyjny detoks.



Wraz z nastaniem dnia, a pogodę mieliśmy idealną, ruszyliśmy zwiedzać teren. Puste plaże, widoki zapierające dech w piersiach, leciutko falująca woda na jeziorze i lekko szeleszczące trzciny, to wszystko przynosiło niezwykłe ukojenie. W miejscowości znajduje się siedziba Brodnickiego Parku Krajobrazowego, gdzie otrzymaliśmy ulotki, mapę i materiały opisujące lokalne bogactwo przyrodnicze.



Długi spacer sprawił, że zaczęło burczeć w brzuchu. W Gaj Grzmięca znajdują się dwie smażalnie. Rybę surową, a także wędzoną można kupić w miejscowej hodowli ryb. Hodują tam między innymi jesiotry - ryby, które były dawniej niezwykle popularne na naszych stołach, a dziś zagrożone wyginięciem. W ofercie zakupu znajdują się jeszcze świeże oraz wędzone pstrągi, karpie, karasie, szczupaki, węgorze, sieje i sielawy. 




To po prostu prawdziwy raj dla smakoszy, zwłaszcza głodnych, tak jak ja. Świeże ryby są przecież współcześnie produktem luksusowym, dlatego będąc w takich miejscach korzystam z tego dobrodziejstwa. Na miejsce obiadu wybraliśmy smażalnię Skarlanka, którą polecali nam znajomi, a i opinie w Internecie były bardzo pochlebne. Nic dziwnego!



Po sympatycznej przeprawie przez las, prowadzeni tak jak wskazywały drogowskazy, trafiliśmy do przyjemnego miejsca, w którym zjedliśmy świetny obiad i wypiliśmy pyszną dużą kawę. Ja zamówiłam sieję, a mój mąż sielawki.





Oczywiście było ich tle, że spokojnie mogliśmy się wymienić. Jedna i druga rybka była świeżutka i smacznie przyrządzona, do rybek zamówiliśmy domowej roboty ogórki małosolne. Nic dodać, nic ująć - lato na talerzu. Prosto, bez bajerów, uczciwy smak ryby złowionej w okolicznych jeziorach to smak, który każdy powinien docenić! Będziecie w okolicy? Koniecznie odwiedźcie to miejsce. A jeśli lubicie zwierzaki, zwłaszcza koty, to miejsce was pochłonie!




Tak, myślę, że Pojezierze Brodnickie smakuje rybami z okolicznych jezior. Dodałabym do tego jeszcze grzyby, ale w tym sezonie nie mogłam ich skosztować, bo pogoda nie sprzyjała zbiorom, ale wiele słyszałam o bogactwie tamtejszych lasów. Trzymajmy kciuki, żeby spadło odpowiednio dużo deszczu, a runo obrodziło obficie.



Dopełnieniem moich podróży było 10 sierpniowych dni spędzonych nad jeziorem Bachotek (tak, to już trzecia w te wakacje wyprawa w te same rejony!). Przyznam szczerze, że leniłam się z premedytacją i wielką satysfakcją: napawałam widokiem jeziora z tarasu, pływałam kajakami i rowerem wodnym, kąpałam w czystym ciepłym jeziorze, spacerowała i to były piękne wakacje! Na ich koniec, czyli na deser zabrałam moją rodzinę kolejny raz do Pokrzydowa, ale tym razem nie książka o Lipowie była pretekstem, a wizyta w niezwykle ważnym dla kujawsko-pomorskiego rolnictwa i lokalnego dziedzictwa miejscu. To było tak ważne i piękne, że poświęcam temu odrębny wpis. Zatem, do przeczytania!




PS. Żałuję, że tegoroczne lato było tak bardzo suche, bo niestety nie było szans na grzyby, ale czekam na jesień i grzybobranie. Myślę, że najlepiej będzie spędzić je w Borach Tucholskich. Co Wy na to?