16.12.2020

Paszteciki na święta

Święta tuż tuż. Kolejne, choć inne. Zostajemy w domu, w najbliższym gronie. I tak będzie pięknie, bo myślami jesteśmy zawsze razem, nawet jeśli dzielą nas kilometry. 


By święta były wspaniałe ważne są podczas nich rozchodzące się po domu aromaty tradycyjnych potraw.
Na mojej wigilii nie zabraknie zupy grzybowej, kaszy gryczanej i jaglanej, kapusty z grochem, ryb, w tym ryby po grecku, a także pierogów. Wigilia zawsze była, jest i będzie postna. Bo tradycja jest ważna. 

Na Boże Narodzenie zaplanowałam również potrawy z mięsa, które częściowo już przygotowałam i zamroziłam. Pomimo, że kocham gotować i spędzać czas w kuchni, uważam, że w święta czas powinno się spędzać mimo wszystko inaczej. Być razem, spacerować, cieszyć się sobą, oglądać świąteczne filmy i słuchać świątecznej muzyki i.... tu Was nie zdziwię - jeść pyszne rzeczy.

No właśnie. Zapytacie co pysznego można przygotować już dzisiaj i cieszyć się wyjątkowym smakiem podczas świątecznych dni?
Na przykład paszteciki. Robisz dziś, zamrażasz, wyjmujesz i podgrzewasz w święta. Niby nic, a pełnia smaku niezwykła.

By je przygotować potrzebujesz sporo czasu i dobrej organizacji.

Składniki na ciasto:
40 dkg mąki
250 ml mleka
5 dkg drożdży
3 żółtka
100 gram masła (miękkie, wcześniej wyjmij z lodówki)
1 łyżeczka cukru
1/2 łyżeczki soli

Najpierw przygotować należy zaczyn. Mleko podgrzewamy, mieszamy z drożdżami, łyżeczką cukru oraz łyżką/dwiema łyżkami mąki. Czekamy aż zacznie "pracować" i rosnąć.

Gotowy, "żywy" zaczyn łączymy z resztą mąki, dodajemy sól, żółtka i masło i miksujemy. Ja używam najzwyklejszego miksera i in z taką ilością ciasta daje sobie radę, Musimy użyć tylko końcówki do mieszania ciasta (taka spiralna).
Miksować kusimy minimum 10 minut, żeby wszystkie składniki pięknie się połączyły, a ciasto było aksamitne. 
Tak wyrobione w misce zakrywam ściereczką i zostawiam na około godzinę. Pięknie nam w tym czasie wyrośnie.




Po upływie godziny  ciasto wyjmujesz na stolnicę, zagniatasz, żeby uszło z niego zgromadzone w "pęcherzach" powietrze. W razie konieczności - podsypujesz mąką. Ważne, żeby ciasto się nie kleiło do stolnicy.



Przerobione w ten sposób ciasto możesz odłożyć na kolejne, około 30 minut pod ściereczkę, po czym dzielisz na 4 części. Każdy kawałek rozwałkowujesz w taki sposób, by powstał długi prostokąt o szerokości ok 12-15 cm. Na środku umieszczasz farsz i zawijasz w taki sposób by wyszedł rulonik wypełniony w środku farszem. Następnie kroisz na kawałki jakie Ci się podobają, ja wolę mniejsze, wówczas są bardziej "podzielne".



Piekarnik nastawiam na 180 stopni. w tym czasie przekładam moje paszteciki na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. na wierzchu paszteciki smaruję rozmąconym z odrobiną mleka żółtkiem posypuję nasionami chia, siemieniem lnianym albo makiem. Wstawiam do pieca na pół godziny. I gotowe!




Farsz

Oczywiście to bardzo ważny składnik pasztecików. Można zrobić na przykład z kapustą i grzybami. Wtedy świetnie się sprawdzą na wigilijnym stole.

Ja zrobiłam farsz mięsny z dwóch rodzajów:
mięso z rosołu (obieram, chrząstki i kości wyrzucam, zostawiam mięso i skórę)
ugotowana z włoszczyzną biodrówka z kością wieprzowa (po ugotowaniu oddzielam od kości)
Marchew, pietruszka, seler, por z rosołu i wywaru od gotowanej biodrówki,
podsmażona cebula lub dwie.
sól, pieprz, gałka muszkatołowa
wszystko mielę, mieszam, doprawiam i gotowe.

Farsz jest bardzo delikatny. Można zrobić z samego kurczaka, warto wtedy dodać trochę gotowanej piersi z kurczaka.
To doskonały sposób na wykorzystanie mięsa z rosołu, zwłaszcza, kiedy domownicy za takim mięsem z zupy nie przepadają. W pasztecikach, pierogach taki farsz sprawdzi się doskonale.

Pozostaje nam już tylko ugotować barszcz. Powodzenia!

Oczywiście, jak pisałam wyżej, takie upieczone paszteciki można zamrozić, a potem jedynie wsadzić ja na kilka chwil do piekarnika. Gdybym tak tym razem nie zrobiła z pewnością bardzo szybko znikłyby w buźkach moich ukochanych domowników. 
Patrzeć jak się cieszą, obserwować jak podjadają, widzieć, że im smakuje - to zawsze  miód na moje serce. Na co dzień i od święta.

2.12.2020

Szybka i smaczna kolacja, czyli niezawodne ciasteczka szpinakowe

Bardzo lubię jeść, pewnie dlatego strasznie stresują mnie wszelkie diety. Nie jestem zbyt zdyscyplinowana jeśli chodzi o przestrzeganie zasad dietetycznych, liczenia kalorii itp. Oczywiście często popadam w pozytywny nastrój, myśląc o jakiejś diecie, na przykład sitruinowej. Podobają mi się zasady, mogę powiedzieć, że są to moje smaki... Ale jak już się do takiej zabieram - okazuje się, że właśnie wtedy nie mogę się oprzeć drożdżówce, a na dodatek sama myśl o tym, że nie powinnam zjeść na przykład tej krówki, której nie jadłam miesiące, ale sama się do mnie teraz tak pięknie uśmiecha...

Jednym słowem udręka. I mimo iż jadam dużo sałat, warzyw i wszystko przygotowuję sama, nie korzystam prawie wcale z półproduktów, wzmacniaczy smaków, nie jadam fast foodów, nie piję gazowanych napojów (zrezygnowałam nawet z piwa, ale polubiłam prosecco) - jakimś sposobem wyhodowałam zbyt wiele siebie w sobie. Taki urok ukończenia kolejnej dekady życia. Metabolizm zwolnił i już nie chce przyspieszyć. Na szczęście dużą popularnością i coraz większa akceptacją cieszy się ciałopozytywność. Ważne, by nie przekraczać granicy i po prostu nie tracić zdrowego rozsądku. Nawet jeśli jest nas w nas trochę więcej - dbajmy o siebie i swoje zdrowie.

Ale nie o tym ten post. Dziś będzie o tym, żeby nie odmawiać sobie przyjemności. A jedzenie to jedna z największych przyjemności. Szkoda tracić czas na złe jedzenie i towarzystwo słabych ludzi.

Czas jest cenny, ważne zatem by mieć w zanadrzu pomysł na super pyszne jedzonko, które przygotowuje się szybko. Takie, które świetnie wygląda, tak samo pachnie i smakuje.

Jednym z niezawodnych smakołyków są ciasteczka z ciasta francuskiego. Zazwyczaj mam w lodówce i doskonale się sprawdza w czasie, kiedy budzi się we mnie leniwość i jest połączona z zachcianką na coś pysznego. Póki co ciast francuskie kupuję, ale mam ambicję, by do 50-tki nauczyć się robić sama.

To z czym takie ciasteczka przygotujemy zależy od nas, od tego co lubimy i co mamy w lodówce. To świetny patent na wykończenie resztek, których termin przydatności do spożycia właśnie się kończy.

Ja i moja rodzina mamy swojego faworyta, który z ciastem francuskim współgra doskonale. To szpinak. W zamrażalniku to jedna z obowiązkowych pozycji, która musi być - na czarną godzinę. Mam to szczęście, że moje latorośle zawsze szpinak lubiły. Może dlatego, że był to ich pierwszy normalny "posiłek". Lubimy szpinak świeży, w sezonie, jemy na surowo i przetworzony, robimy z nim sałaty, makarony, a z mrożonego robimy rzeczone ciasteczka.


Szpinak rozmrażamy na patelni, doprawiamy solą, pieprzem, czosnkiem, możemy dodać troszkę śmietany, żeby był bardziej kremowy, albo trochę serka twarogowego (takiego do smarowania kanapek). Ważne, żeby konsystencja nie była zbyt rzadka.

W tym czasie ciasto francuskie kroimy w kwadraty i układamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.



To by w zasadzie wystarczyło i jest to podstawowa wersja szpinakowych ciasteczek, ale skoro można je podkręcić... Wybieramy dodatki: ja pokroiłam w drobną kosteczkę szynkę, którą miałam w lodówce oraz mozzarellę, którą kupiłam w kostce na wagę. Idealny byłby kozi ser, taka roladka na przykład, ale u mnie to nadal produkt luksusowy i pojawia się niezbyt często. Dla odważnych - kropelka miodu.




Składanie takich ciasteczek jest banalne. Na środek dajemy szpinak, posypujemy pokrojona wędliną i na górę kładziemy ser. Wkładamy do piekarnika180 stopni na około 20 minut.



Zawsze warto zerknąć czy ładnie wyrasta, czy się nie przypala. Zasada jest taka - zawsze uśmiechamy się do naszej potrawy. Będzie smakować znacznie lepiej.

W trakcie pieczenia możemy przygotować sałatę, która świetnie się będzie z naszymi ciasteczkami komponować. Tu też ogranicza nas jedynie wyobraźnia.



Ja do przygotowania mojej sałaty użyłam końcówkę roszpunki, sałatę rzymską, rukolę, do których dodałam słony ser sałatkowy, avocado, kiełki z jarmużu i czerwoną cebulę.

Chrupiące ciasteczka, chrupiąca sałata (dlatego uwielbiam rzymską), przydało by się jeszcze dobre wino...

Uśmiecham się całym sercem, widząc reakcję rodzinki, i napawam się wymowną ciszą podczas pałaszowania, w trakcie którego słychać tylko chrupanie...

Smacznego!


Porada

Pamiętajcie, żeby dressingu do sałaty użyć tuz przed podaniem. Może to być sama oliwa albo winegret, albo na przykład jogurt grecki. Jedz tak, jak lubisz. Niech sprawia Ci to radość!

27.11.2020

Jesienna dama. Wytrawna, aromatyczna i piękna zupa z dyni

 Sezon na dynię to super czas. Dynią można dekorować mieszkanie, albo ogromna postawić przed domem. Dynią można nakarmić rodzinę przygotowując pyszne potrawy. Pisałam już jakiś czas temu o dżemie z dyni, który robi się razem z pomarańczami. Receptura na nią, a właściwie wpis powstał jeszcze w moim prowincjonalnym życiu. Dynie przyjeżdżały same, nie musiałam iść po nie na targ czy do sklepu. Opis moich zmagań z nią znajdziesz tutaj. Tak, dynia wyjątkowo lubi słodycz. 


Dziś jednak opowiem o dyniowej zupie, która moim domownikom, gościom i mi także przypadła do gustu. Jest wytrawna, korzenna, rozgrzewająca. nie przepadamy bowiem za klasyczną dyniową na słodko i na mleku.

Zdecydowanie przepadamy za potrawami z charakterem. Jako jesienna dziewczyna, polecam ten przepis, bo trudno go zepsuć. Jest pyszny, raduje człowieka swoim wyglądem, aromatem, no i smakiem. Absolutnie!



Dynię kroimy na pół, wydrążamy pestki. Jeśli są ładne i duże, oczyszczamy je, można je potem ususzyć, będą do chrupania. Można część odłożyć na nasiona, które zasiejemy na wiosnę w ogródku. Przygotowaną kroimy w mniejsze kostki, wykładamy na blachę, na której wcześniej kładziemy papier do pieczenia. Możemy te kawałki obsypać delikatnie ulubionymi ziołami, ale nie musimy. Potrawę i tak będziemy doprawiać na koniec. Możemy lekko skropić oliwą lub dobrym olejem. Wkładamy do nagrzanego piekarnika (180 stopni) i niech się tak piecze ok 40 minut.

To wystarczająco dużo czasu, żeby wstawić wodę, obrać warzywa i zaparzyć sobie kawę.
W garnku na rozgrzaną oliwę wrzucamy pokrojone w kostkę warzywa. Cebula, marchew, ziemniaki, por, pietruszka, seler, w zależności co mamy. Podstawa to dla mnie por, ziemniak i marchewka. Wszystko pozostałe dodać warto, ale jeśli akurat nie masz nic się nie stanie.

Składniki podsmażasz i doprawiasz: solą, pieprzem, kurkumą (obowiązkowo!), curry, cynamonem, odrobiną gałki muszkatołowej i kardamonu. Można dla tez dla ostrości   zetrzeć kawałek imbiru.


Podgrzane przyprawy oblepiają warzywa, masz w kuchni i w całym domu zapach nieziemski, mocny, orientalny.

Zanim się zawartość garnka zbytnio przyrumieni zalej ją przygotowanym wcześniej bulionem (od Ciebie zależy czy będzie to wywar na mięsie czy warzywach). W mieszance jest zresztą tyle smaku, że jeśli zalejesz gorącą wodą tez nie stanie się nic złego, wtedy warto dodać trochę tłuszczu - np. oliwy albo masła, które są doskonałym nośnikiem smaku!!!

Teraz czas, by wszystko się pięknie obgotowało.

Kawa wypita, baza naszej zupy gotowa - czas na naszą główną bohaterkę! Wyjmujemy dynię z piekarnika, oddzielamy miąższ od skórki i wkładamy do wywaru. Chwilę jeszcze gotujemy, dajemy czas, żeby smaki się wymieszały.


Zdejmujemy garnek z gazu, zawartość blendujemy, próbujemy, doprawiamy.
Czas podawać. Pamiętaj, że jemy oczami, wszystkie zmysły biorą udział w naszej uczcie. Zatem zawsze staraj się podawać posiłki tak, by cieszyły nie tylko podniebienie, ale również oko.




Moją zupę podałam w kolorowych miseczkach, a pomarańczowy kolor złamałam mrożonym zielonym groszkiem, który wcześniej jedynie zalałam wrzątkiem - smakuje jak prosto z grządki. Mniam.


Ps. Jeśli upieczesz całą dynię to będzie zdecydowanie za dużo na jeden garnek zupy. Nic nie szkodzi. Niewykorzystany nadmiar zblenduj, podziel na porcje, włóż do pojemnika lub do woreczków strunowych, zamroź. Będzie jak znalazł na później.


12.10.2020

Lublin smakuje wyśmienicie. Wspomnienie Europejskiego Festiwalu Smaku



Kiedy na zewnątrz szaruga i niepokój wywołany sytuacją epidemiologiczną, warto przypominać chwile pełne słońca i smaku. Takim czasem był wrześniowy Europejski Festiwal Smaku w Lublinie, w którym miałam wielkie szczęście brać udział. Czekałam na ten wyjazd ze zniecierpliwieniem. Piękne miasto z bogatą historią i niepowtarzalnym klimatem co roku we wrześniu gości smakoszy i dzieli się okolicznym dziedzictwem kulinarnym. Kilkudniowe wydarzenie to prawdziwa uczta. Dzieje się tak wiele, że zdecydowanie trudno uczestniczyć we wszystkim. Co warto podkreślić: smak jest wszędzie, jest lokalne jedzenie, są historyczne uczty, ale także można delektować się sztuką, muzyką i atmosferą tego niezwykłego miejsca.


staropolski cebularz wg. Macieja Nowickiego


Tak, tak, tak rarytasów jest tyle, że drogi smakoszu zapomnij o diecie. Bierz i smakuj, delektuj się tymi chwilami, bo na następne będziesz musiał czekać co najmniej rok.

Podczas 12 edycji Festiwalu szczególnie interesowały mnie wydarzenia dotyczące kuchni historycznej i dziedzictwa kulinarnego regionu. Książka kucharska Pociejów, a tak naprawdę rękopiśmienny zbiór receptur, na który składają się kopie przepisów, które sięgają XVI- XVII wieku, został nie tak dawno odkryty w archiwum w Kijowie. Naukowo i koncepcyjnie rozpracowuje je prof. Jarosław Dumanowski z UMK w Toruniu oraz Switłana Bułatowa z Biblioteki Narodowej Ukrainy w Kijowie. Niebawem - mam nadzieję - źródło zostanie opracowane i wydane w zacnym wydawnictwie Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie Wszystko nie tylko po to, by czytać, ale również, by się inspirować, na przykład przygotowując wystawne kolacje, takie jak "Uczta Pociejów".


Kontuza


Każdy smakosz chciałby mieć takie kompetencje i umiejętności w przekładaniu receptur - ze słów na smaki - jak to robi kuchmistrz Maciej Nowicki z Muzeum Pałacu Króla Jana III Sobieskiego w Wilanowie i Maciej Barton z Ostoi Chobienice. Mam wielkie szczęście i przyjemność obu panów znać, i jeszcze większą radość móc jeść im z rąk, choć karmią mnie zdecydowanie zbyt rzadko!



pstrąg


W Lublinie przygotowali niezwykłą ucztę historyczną, czerpiąc wiedzę i inspirację z receptur zamieszczonych w rękopisie Hrabiów na Włodawie i Różance. Siedem dań podanych podczas przygotowanej w restauracji BelEtage, w Grand Hotelu uczty, było niczym siedem cudów… Bo jak inaczej nazwać te wszystkie wykwintne potrawy, które pojawiły się na naszych talerzach? Kontuza, pstrąg, kaczka, gęś, desery skąpane w imbirze, syropie różanym, a w tym wszystkim smaki, struktury, barwy, zabawa, iluzja… Po prostu niebo w gębie. Takie spotkania z historią cenię sobie bardzo. Jednoczesny szacunek do przeszłości i teraźniejszości. 


staropolski deser 


Być uczestnikiem takiego wydarzenia to zaszczyt, a kiedy zostajesz zaproszenie do Jury oceniającego produkty regionalne w konkursie na Najlepszy Smak Lubelszczyzny to już w ogóle dostajesz skrzydeł. Ponad 70 produktów, pięknie zastawiony stół. Repertuar smaków był imponujący: od świetnych wędlin przez sery, wypieki po przetwory. Postarali się wytwórcy, producenci i kucharze, serwując swoje wyroby.









Mnie jednak zachwyciły i wzruszyły propozycje najprostsze. Suszone jabłka i konfitura z jarzębiny. Oczywiście przed wszystkimi chylę czoło za trud oraz pielęgnację lokalnego dziedzictwa. Lista nagrodzonych tutaj




Nie chciałabym, żebyście, drodzy czytelnicy myśleli, że czas w Lublinie umilałam sobie jedynie nad talerzem. W trakcie Festiwalu nie zabrakło czasu na ucztę intelektualną. Organizatorzy we współpracy z Centrum Dziedzictwa Kulinarnego UMK zorganizowali Seminarium Doktoranckie, podczas którego wygłoszone zostały referaty dotyczące historii jedzenia. Miejsce, w którym mieliśmy okazję obradować było niezwykłe: Sala Unii Lubelskiej w klasztorze Dominikanów. 




korytarze klasztoru Dominikanów. W drodze na obrady...


Wprowadzenie prof. Jarosława Dumanowskiego dotyczyło działalności Centrum Dziedzictwa Kulinarnego, kulinarnych źródeł, które zostały wydane w Serii Monumenta Poloniae Culinaria, zrealizowanych oraz trwających projektów badawczych. Tak, moi drodzy, jedzenie to bardzo wdzięczny przedmiot badań naukowych.

Agnieszka Kuś zaprezentowała swój projekt badawczy dotyczący Odrodzenia od kuchni, Maciej Barton przedstawił analizę przepisów, nad którymi pracuje przygotowując swój doktorat o Paschalisie Radolińskim, a ja opowiedziałam o historii toruńskiego piernika.


Podczas pobytu w Lublinie delektowałam się również sztuką: urokliwymi pracami Danki Jaworskiej, które wystawione zostały w Muzeum Historii Miasta Lublina oraz w sali hotelu Arche. Organizatorzy zapewnili również niejedną ucztę muzyczną (koncert Józefa Skrzeka) i duchową (debata dwóch ambon). Do tego turniej nalewek czy konkurs Good Chef, w którym zmierzyli się wybitni kucharze i kuchmistrzowie, wśród nich Jean Bos, Kurt Scheller oceniający konkursowe potrawy. 



Wspaniałe spotkania z mistrzami



Powrót do rzeczywistości i codzienności po takim weekendzie nie jest łatwy. Piękne miasto, przemili ludzie wokół, smaki, których się nie zapomina, spotkania, rozmowy, a w gratisie słoneczna pogoda.. Uśmiech nie schodził mi z ust. Tak powinno wyglądać życie!!!


Wielka radość móc uczestniczyć w Europejskim Festiwalu Smaku, zawsze! Obserwujcie bacznie profil Festiwalu na Facebooku i zaplanujcie sobie przyszłoroczny wrześniowy weekend. Jedźcie do Lublina. Ja na pewno tam wrócę.

Szczególne podziękowania i wyrazy uznania ślę do dyrektora artystycznego Festiwalu - Waldemara Sulisza, który co roku ogarnia to piękne wydarzenie. Wierzcie mi to bardzo ciężka, choć satysfakcjonująca praca.


30.08.2020

Kiszone pomidory, nowość w mojej spiżarni


Sobotni poranek, cały dom śpi poza mną. Nie mogę dospać, budzę się zdecydowanie za wcześnie. Na szczęście w sypialni mamy włączone radio, którego dźwięki koją… Leżałam sobie cichutko i słuchałam audycji, w której mówiono o kiszonkach, w tym o kiszonych pomidorach.


Słyszałam o nich już dawno temu, ostatnio rozmawiałam o tym z moją mamą, która nigdy ich nie robiła, choć pomysłów na zaprawy miała zawsze bardzo dużo. Wiadomo, że kiszonki są nie tylko pyszne, ale również niezwykle zdrowe. Czy wyobrażasz sobie naszą kuchnię bez kiszonek? Ja nie. 


Słuchając audycji, trochę jeszcze w półśnie utkwiły mi słowa, że to bardzo proste, podobnie jak w przypadku ogórków kiszonych. Wyobraziłam sobie rzędy słoików w mojej piwniczce zapełnionych kiszonymi warzywami. Ogórki w słoikach już są, przepis na nie znajdziesz tutaj. Ale pomidory… Teraz idealny czas na zakup tanich warzyw, także pomidorów. Postanowiłam - zrobię to dziś! Mam w szklarni kilka pomidorowych krzaczków, jednak na plony muszę jeszcze chwilę poczekać. Trochę owoców jest, ale ciągle zielone. Nie wygrałabym żadnego konkursu na uprawę tych warzyw, mimo to co roku podejmuję wyzwanie. Póki co muszę zaopatrywać się w warzywa na zewnątrz.


www.polona.pl


Wybrałam się na rynek, na którym szukałam najlepszej okazji, pomidorów polnych, od rolnika, nie za dużych, żeby w słoiku zmieściło się ich sporo, bo ładnie to może wyglądać. Ot, taka kiszonkowa kompozycja zaświtała mi w głowie. Bo przecież nie tylko musi być pysznie, ale jeszcze pięknie. Zgadzacie się ze mną?


Zakupy się udały. 10 kg małych, lekko popękanych, niezbyt urodziwych pomidorków malinowych na sok i niestety tylko 2 kg pomidorków polnych, małych, czerwonych - idealnych. Do tego koper, czosnek i chrzan. 

Uwielbiam targ o tej porze roku, wszystko pachnie, kusi… trochę żal lata, ale nadchodząca jesień co roku wprawia mnie w melancholijny nastrój. Taka “przedjesień” coś w sobie ma. Zdecydowanie ma niezły smak.




Ale do celu. Moje kiszone pomidory zrobiłam, jak mówiono w audycji tak, jak ogórki. 

Na spód słoika baldach kopru, następnie pomidory, znowu koper. Do tego czosnek i pokrojony chrzan. Ten, który kupiłam był wyjątkowo mocy, po przekrojeniu aż szczypał w oczy, a to właśnie lubię!!!


Pięknie ułożone składniki obsypałam gorczycą (ładnie wygląda, dodaje smaku, ale jest też dodatkowym konserwantem) i zalałam gorącą słoną wodą. Proporcja: na 1 litr wody 2 łyżki soli. Dlaczego gorącą? Nie trzeba dodatkowo pasteryzować. Zakręcasz słoik i już. Tylko nasłuchiwać ten dźwięk domykających się zakrętek, pyk, pyk…



Wyglądają pięknie, mam nadzieję, że smak mnie nie zawiedzie. Ale na efekt musimy jeszcze trochę poczekać.




28.08.2020

Do słoika, do pracy. Pyszna i sycąca kasza gryczana ze śledziem


Moich gryczanych przygód ciąg dalszy. Mam nadzieję, że Was nie zanudzę. Staram się, żeby mój jadłospis był urozmaicony, żeby smaki się nie powtarzały (nawet jeśli króluje w kuchni jeden główny składnik).



Dziś ugotowałam kaszę gryczaną białą. Podałam na obiad z podsmażonym mięsem oraz pieczonymi warzywami - dynią i burakiem. Taki prosty posiłek, pełen smaku i wartości odżywczych. Kaszy zostało sporo, więc znów miałam bazę do dania, które przygotowałam na następny dzień do pracy.



Kasza ugotowała się na sypko, to świetna sprawa jeśli chcesz zrobić z kaszy sałatkę. Super szybką i super smaczną. Bezglutenową i fit.


Do kaszy dodałam:

posiekaną drobno czerwoną cebulę,
kapary, 

drobno pokrojony szczypiorek,

do tego dodałam wędzonego śledzia, którego połamałam na drobne kawałki,

oliwę.



Robiłam wszystko w pośpiechu, dlatego uprzedzam: śledź wędzony ma niestety sporo ości. Zalecam najpierw oczyścić rybkę z ości, potem dopiero dodawać do dań. Ja już nigdy tego błędu nie popełnię.



No cóż, ze względu na ości jadłam sałatkę powoli, uważnie. Pewnie tak właśnie powinno się jeść zawsze. Ale kiedy coś bardzo ci smakuje, instynktownie pożarłabyś to o wiele szybciej. Następnym razem z pewnością tak się stanie. Możesz zamiast śledzia dać inną wędzoną rybę, na pewno będzie pysznie z łososiem, pstrągiem czy makrelą. Ja miałam akurat w lodówce śledzia i bardzo mi smakował.


Ciekawa jestem Waszych pomysłów na sałatki do pracy :) Na inne dania słoikowo-pudełkowe również.


 

26.08.2020

Naleśniki gryczane, czyli galetki



Odstawiłam na pewien czas pszenicę, białą mąkę w tym również chlebek. Nie sprawia mi to specjalnie problemu.
Chleba i tak od jakiegoś czasu nie piekę,bo zakwas w trakcie mojego wyjazdu urlopowego, że tak powiem, skwasił się i niestety musiał zostać poddany utylizacji.
Nie ma co rozpaczać, bo jest co jeść, a dzieci i tak nie przepadają za kanapkami.
To przecież nuda, a tej w kuchni nie znoszę!


Dziś zajadamy się warzywami, owocami, sałatami, a jak najdzie nas ochota na makaron, to gotujemy na przykład makaron gryczany.

No właśnie. Mąki są przeróżne, wyłączając z diety mąkę białą można ją śmiało zastąpić na przykład moją ulubioną mąką gryczaną. Bo ja jestem w ogóle gryczaną panienką i kaszę gryczaną zajadam zachłannie, kaszankę jadam tylko gryczaną, a nawet naleśniki z mąki gryczanej czyli galetki wychodzą mi nie najgorsze. Dziś właśnie o galetkach napiszę kilka słów.


Galettes, to tradycyjne naleśniki z Bretanii. Pierwszy raz jadłam je ponad 20 lat temu we Francji. Przygotowała je moja siostra, której wspaniała teściowa,  pochodziła z Bretanii. Zatem nawet przepis, który wtedy skrzętnie zanotowałam i zachowałam, jest tradycyjny, bretoński.


SKŁADNIKI do ciasta

100 g mąki gryczanej

2 jajka

1 ⅕ szklanki mleka/mleko roślinne

szczypta soli

oliwa/roztopione masło


Wszystkie składniki miksujesz, w zasadzie tak samo jak zwykłe ciasto naleśnikowe. Będzie wyglądało nieco inaczej niż klasyczne, z mąką pszenną, ale niczym się nie przejmuj. Będzie pysznie, zaufaj mi.


Tak przygotowane ciasto odkładasz na minimum godzinę, najlepiej 4-5 godzin. W tym czasie możesz przygotować składniki do farszu, np. upiec paprykę, bakłażana, pokroić ser, szynkę, przygotować sałatę etc.





Bardzo ważne - do usmażenia gryczanych naleśników potrzebujesz dobrej patelni. Są delikatne i kruche, w związku z tym musisz być bardzo uważna/y przygotowując je.


Kuchnia francuska to kuchnia maślana, w związku z tym masełko jest potrzebne do posmarowania patelni, na której będziemy smażyć galettes.


Naleśniki można przygotować śmiało wcześniej, od razu smażąc porcję z całego ciasta. Odkładamy je na talerz i tak sobie mogą czekać, na powrót domowników czy przyjście gości. Przygotuj też składniki, których użyjesz jako farszu, ustaw w ładnych miseczkach, na talerzykach, niech będą piękne i gotowe na kulinarny spektakl.





Przygotowanie naleśników na ostatnim etapie może być formą ceremoniału. Goście zasiadają do przygotowanego pięknie stołu, na którym soczysta sałata czeka na skubnięcie. Możemy zaproponować coś pysznego do picia, lemoniadę albo coś mocniejszego - na pobudzenie apetytu. Ja dziś zamiast sałaty przygotowałam soczystą cukinię cieniutko pokrojoną, podduszoną na oliwie z odrobiną świeżo wyciśniętego czosnku i soli. Na wydaniu posypałam nieaktywnymi płatkami drożdżowymi. Pycha!!!






Jeśli masz zróżnicowane składniki, którymi chcesz nadziać galetki,możesz pozwolić swoim gościom na dokonanie wyboru. Przygotuj zatem coś mięsnego, coś rybnego, warzywa, sery (najlepiej mi pasuje tutaj ser kozi), a nawet jajko.


Na wykończenie naszych galetek warto przygotować dwie patelnie. Na suchą patelnię kładziemy przygotowanego naleśnika nakładamy wybrany farsz i składamy. Wszystko w tym momencie jest kwestią estetyki, możemy złożyć na pół lub jak kopertę. Ta druga wersja jest bardziej elegancka, ale wybór pozostawiam Tobie.





Klasyczne wypełnienie bretońskiej galettes to szynka, żółty ser i wbite w środek jajko, albo szynka i kozi ser. Zresztą znów ogranicza nas tutaj jedynie wyobraźnia.Co powiesz na połączenie: kozi ser, świeży tymianek i miód? Czyste szaleństwo, to lubię!

W tym roku uwielbiam pieczoną paprykę i bakłażany. To właśnie papryka, połączona z odrobiną fety wylądowała w mojej dzisiejszej porcji. Na wyłożonych naleśnikach, dla chrupnięcia znalazły się uprażone wcześniej płatki migdałowe


Na deser polecam galetkę z podpieczonymi jabłkami słonym karmelem. Ja dzisiaj sobie odpuściłam taką wersję. Może następnym razem…?

Niby światowo, ale jednak prowincjonalnie. To lubię! Myślę, że i Tobie zasmakuje,


Bon Appetit!!!

18.08.2020

Elegancka i pyszna kolacja z resztek


 Przedłużony sierpniowy weekend był upalny i intensywny. Jak nakazuje nasza rodzinna tradycja w tym czasie pojechaliśmy do przyjaciół, do Olsztyna. Jak zwykle było pięknie, przyjemnie, spacerowaliśmy, pływaliśmy w jeziorze, zajadaliśmy się lodami, generalnie rozpusta…


W całym tym szaleństwie trochę zapomnieliśmy albo nie chcieliśmy pamiętać, że zarówno w sobotę (15 sierpnia - święto) i w niedzielę sklepy będą pozamykane. Po powrocie do domu okazało się, że z głodu nie umrzemy, wszak jakieś zapasy zawsze mamy.

Niestety warzywa, które kupiłam w piątek, zostawiłam w spiżarce. Nie pomyślałam, żeby schować do nieco chłodniejszej lodówki, zatem w niedzielę były już, mówić delikatnie, zwiędnięte.


Późnym popołudniem, kiedy upał nieco zelżał, mogłam myśleć o przygotowaniu kolacji na ciepło. Kolacji z resztek, ale wytwornej, zdrowej i pysznej. Zgodnie z zasadą, że żywności nie marnujemy, włożyłam moje marchewki i buraczki do garnka z zimną wodą, żeby choć trochę doszły do siebie. Zrobiłam również przegląd lodówki i zamrażarki, mając na względzie fakt, że już się z nią niebawem pożegnamy i warto ją powoli opróżniać. Potem zeszłam do ogródka po zioła: tymianek, kolendrę, miętę. Zerwałam również moje ukochane kwiaty nasturcji.




Na kolację składały się: pieczone warzywa, sałata z roszponki, sałaty lodowej, pomidora, kaparów, awokado i czerwonej cebuli oraz polędwiczka.


Najpierw zabrałam się za warzywa. Wymoczone osuszyłam, niezbyt ładne elementy usunęłam, pokroiłam na większe kawałki, skropiłam oliwą z oliwy z dodatkiem tymianku. Lekko przyprószone solą wylądowały w piekarniku (200 stopni). Nastawiłam czas pieczenie na 20 minut. 




W tym czasie rozmrożoną polędwiczkę, oczyszczoną z niedoskonałości posoliłam, posypałam pieprzem i położyłam na patelnię z rozgrzaną oliwą. Obsmażyłam z każdej strony i przełożyłam w naczyniu żaroodpornym do piekarnika, przedłużyłam czas pieczenia warzyw razem z polędwiczką o 10 minut.


Wykorzystując ten czas zabrałam się za przygotowanie sałatki. W lodówce roszponka, sałata lodowa, liście szpinaku, resztka pomidora malinowego, awokado, kapary i czerwona cebula.

Sałatę lodową poszarpałam, do tego dorzuciłam resztę liści i pozostałe składniki. Jedynie cebulę pokroiłam drobno i zalałam octem winnym. Ją dołożyłam na koniec, podobnie jak oliwę. Pamiętajmy by kończyć sałaty w momencie podawania ich na stół, lub przygotować sos wcześniej i podać go w oddzielnym naczyniu. Nie każdy lubi mocne winegrety…


To była prawdziwa uczta, przygotowana bardzo szybko - z pewnością można przygotować takie dania kiedy spodziewasz się gości. Stół wygląda pięknie i wszystko razem (osobno też) smakuje wybornie.


Upieczone warzywa przełożone do eleganckiej miseczki, posypałam przyniesioną z ogródka zieleniną (kolendra i mięta) i ozdobiłam pięknymi kwiatami nasturcji. Dodają one uroku i lekkości, a także nadają charakter potrawie swoim musztardowym smakiem.



Polędwiczkę pokroiłam w plastry, ułożyłam je na sałacie, można skropić delikatnie balsamico.

Wszystko jak widzicie banalnie proste, do przygotowania w 30 minut!





Lekko, kolorowo i smacznie zakończyłam ten długi sierpniowy weekend. Brakowało jedynie dobrego wina. Gdyby było, też by się nie zmarnowało...




7.04.2020

Gołąbki nieco inaczej albo lasagne kapuściana


Czy jest tu ktoś, kto nie lubi gołąbków? Ja uwielbiam i na gołąbki zawsze znajdę miejsce żołądku. Odmówię deseru, ale dokładki gołąbka - nigdy!!!


Jedyny z nimi problem to dość czasochłonne przygotowanie. Parzenie kapusty, obieranie liść po liściu, wycinanie głąba - wszystko wymaga cierpliwości i precyzji. Dlatego, robiąc gołąbki, przygotowujesz ich cały gar. Nie ma sensu robić mniej, tym bardziej, że nadwyżkę można na przykład zamrozić albo zawekować. 


Mi osobiście nie udało się nigdy zostawić gołąbków na tak zwane “potem”. Wszystkie znikały pierwszego dnia, bez względu na to ile ich przygotowałam.


W ostatni weekend wróciłam z ryneczku z piękną główka młodej kapusty. Chciałam ugotować parzybrodę, ale ostatecznie zakupiłam też w ulubionym małym mięsnym sklepiku świeżo mieloną łopatkę i to był gołąbkowy impuls. Ryż na półce z zapasami, cebula w spiżarce, pomidorki koktajlowe, koperek, a i pomidory w puszcze się znalazły…. Wszystkie składniki gotowe, ślinka cieknie na samą myśl, tylko… coś mi się nie chce ich robić.


W takich sytuacjach, kiedy znajduję się pomiędzy łakomstwem a lenistwem, trzeba znaleźć złoty środek. I tym razem znalazłam. Przygotowałam w bardzo krótkim czasie danie pyszne, syte, można powiedzieć, że eleganckie, w którym smak gołąbków jest bezsprzecznie wyczuwalny. Pomiędzy moją propozycją a tradycyjnymi gołąbkami nie ma różnicy w produktach, jedynie sposób przygotowania jest inny.


Potrzebujesz:


Duzy garnek, lub brytfannę, lub inne naczynie z pokrywka, które możesz wstawić do gorącego piekarnika bez obawy, że nie wytrzyma wysokiej temperatury. Pokrywka musi być.

Kapustę (ja kupiłam główkę młodej białej kapusty, ale myślę, że świetnie sprawdzi się także kapusta włoska). Wybierz taki produkt jakiego używasz do przygotowywania gołąbków zazwyczaj i jaki Ci najbardziej smakuje.


Przygotuj też farsz, według uznania - mięsny lub wegetariański. 
Ja zrobiłam tradycyjny - z mięsa mielonego, gotowanego ryżu, podsmażonej cebulki. Wszystko wymieszane, doprawione do smaku (głównie sól i pieprz). Nie dodałam jajek. Nigdy ich nie dodaję do farszu w gołąbkach.


Jak postąpić z tymi zacnymi składnikami?


Na spodzie naczynia układasz pierwsze kapuściane liście. Są najgrubsze, najbardziej twarde. Wykładasz dno brytfanny najlepiej podwójną warstwę liści. Następnie nakładasz warstwę mięsa, potem znowu liście, potem znowu farsz i tak dalej - w zależności ile masz przygotowanych produktów.


Ważne, żeby na samej górze naszego przekładańca była kapusta zakrywająca farsz.
Tak przygotowaną gołąbkową lasagne podlewam odrobiną wody - żeby nam się nic nie przypaliło. Nakładamy pokrywkę i wkładamy do nagrzanego piekarnika (180-200 stopni), na 45 minut. Po tym czasie wyjmujemy z piekarnika. Na wierzch kapusty kładziemy masło oraz pomidory (miałam tylko koktajlowe oraz puszkę krojonych pomidorów, więc wykorzystałam obie możliwości). Tego masła to tak kilka ukrojonych listków, takie płatki maślane dla podkręcenia smaku. Ozdabiam, dla koloru i smaku świeżym koperkiem. Wkładam na kolejne pół godziny do piekarnika.



W międzyczasie ugotowałam ziemniaki, które podałam jako puree z masełkiem i śmietanką, ozdobione i dosmaczone koperkiem.
Pierwszy raz robiłam to danie i powiem Wam, że wyszło rewelacyjnie. Po pierwsze sposób pozwala Ci przygotować danie szybko i bez dodatkowych czynności - parzenie kapusty i oddzielanie liści i zawijanie gołąbków, po drugie smak nie różnił się znacznie od tradycyjnie zawijanych gołąbków.
Kroi się jak tort, rewelacja!!!



Jestem wielbicielką gołąbków bez sosu, a właściwie w sosie własnym. Poza tym nigdy mi gołąbkowy sos pomidorowy nie wychodził. Tym razem się udało, ale dopiero po zjedzeniu pierwszej porcji naszego wyśmienitego dania.Zgromadzony płyn, rosołek, wywar, przelałam do małego garnuszka, dodałam odrobinę jeszcze koncentratu pomidorowego, zagęściłam mąką, podgotowałam i wyszedł - jak najlepszy sos gołąbkowy od babci :)
Na kolację moje łakomczuchy poprosiły o powtórkę z obiadu, więc tym razem zacne, pokrojone porcje tortu gołąbkowego zostały polane pomidorową esencją.


Róbcie to danie, nie pożałujecie!!!


Przepis z dedykacją dla Julity, mojej Motywatorki w czasach zarazy (i nie tylko)

31.03.2020

Sałatka pełna smaku i witamin - Tabbouleh po mojemu


Kolejny dzień kwarantanny. Skończył się chleb, wczoraj nie upiekłam, bo zbyt wcześnie zasnęłam. Śniły mi się koszmary i wstałam z bolącym kolanem. Tym nędznym myślom i złemu samopoczuciu mówię stop!
W związku z powyższym zamierzam wybrać się w egzotyczne przestrzenie. Tam, gdzie nigdzie jeszcze nie byłam. Wiem, fizycznie to niemożliwe, ale mentalnie? Może mi w tym pomóc smak sałatki, którą na prędce przygotowałam.
Korzystając z zapasów, jakie jeszcze mam, wyciągnęłam kuskus, który sprawdza się w awaryjnych sytuacjach, na przykład w  celu przygotowania na szybko obiadu, kiedy mam lenia, albo sałatki.
Propozycja, którą Wam dzisiaj przedstawiam jest stałym punktem w moim menu podczas letnich, upalnych dni. A ponieważ dziś właśnie brakuje mi słońca, zapraszam je tą sałatką do mojego domu.
Jest to moja wariacja na temat Tabbouleh, sałatki libańskiej, której w oryginale rzecz jasna nigdy nie jadłam. Bo nigdy poza Europę nie wyjechałam, ale może to i dobrze. Jeszcze będą okazje.


Do przygotowania potrawy potrzebujemy
Kuskus (przygotować według wskazówek na opakowaniu, po zaparzeniu musi być jednak dość sypka)
Ogórek
Pomidorki koktajlowe (oryginalnie powinna być papryka, ale ze względu na to, że jeden z domowników papryki nie znosi zamieniam ją na pomidorki)
Czosnek
Natka pietruszki
Mięta, kolendra
Cytryna

Pokrojone warzywa i pociętą zieleninę dodajemy do wystygniętego kuskusu. Do tego dodajemy wyciśnięty przez praskę czosnek i wyciśnięty sok z cytryny. Do szczęścia brakuje jeszcze odrobiny oliwy, która skrapiamy wszystko i delikatnie mieszamy, by wszystkie składniki, a tym samym smaki się połączyły.


Tak przygotowaną kompozycję wkładam do lodówki, żeby się „przegryzło”.
Nie miałam dzisiaj kolendry, która bardzo dobrze w sałatce smakuje, ale użyłam sporo mięty, która przezimowała na balkonie i ma się całkiem dobrze. Zielenina, aromatyczna i zdrowa fantastycznie podkręca smak, tak samo sok z cytryny.
To potrawa szybka, smaczna i orzeźwiająca. Moja głowa odpoczęła podczas jej przygotowania. Może troszkę przesadziłam z czosnkiem, ale ponieważ to naturalny antybiotyk i wzmacniacz, uszanuję jego każdą ilość wszędzie.
Pamiętajcie: jeśli nie macie kaszy kuskus, możecie wykorzystać inną kaszę i z niej zrobić podobną sałatką, w tym przypadku doskonale sprawdzi się burgul. Nie musisz wychodzić z domu. Zerknij do spiżarki, kombinuj ze smakami, eksperymentuj. Odżywiaj się zdrowo!
Zostań w domu!
Dbaj o siebie!