Fioletowa przygoda

Moja córka ma talent. Zresztą sami oceńcie. Wstawiam jej opowiadanie, bo jest poniekąd kulinarne. Pisała je przez kilka dni, z myślą o klasowym konkursie.  Uznając, że opowiadanie jest świetne, publikuję je poniżej, oczywiście za zgodą Autorki. I życzę miłej lektury.
PS. Praca samodzielna, pisana bez interwencji rodziców.

Helena Nawrocka, lat 11

„Fioletowa przygoda”

Była sobie kiedyś pewna śliwka, Ślitka, która kochała przygody. Matka zawsze jej powtarzała:
Uspokój się Ślitko! po co ci jakieś przygody! Lepiej zostań tutaj na moich gałęziach, gdzie jesteś bezpieczna. Zamiast tak się wyrywać mogłabyś się pobawić ze Śliwtalią. Najgorsze było to, że ilekroć Ślitka opowiadała, jak bardzo chciałaby opuścić jej liście, ona porównywała charakter śliwki do charakteru jej ojca dębu! Pewnego dnia Ślitka nie wytrzymała! Wyrwała się śliwie z gałęzi i spadła na ziemię. Jej matka była na początku  przerażona, ale po jakimś czasie zrozumiała ze skoro jej córka miała tyle siły by wyrwać się jej z objęć, to już nic jej nie powstrzyma i uśmiechnęła się do córki, Jednak Ślitka już tego nie widziała, tylko szła przed siebie. Nagle kiedy przeszła już wiele kroków, usłyszała przedziwne skrzeczenie, obróciła się i skamieniała. Stała przed nią bestia! O szponach ostrych niczym brzytwy, o skrzydłach potężnych niczym gromy. Szare pióra najeżyły się. Już miała zaatakować, kiedy nagle znieruchomiała i padła na ziemię, za nią stał dumny i przystojny śliwka.
- W porządku?- Zapytał nieznajomy.
- Co, co mu zrobiłeś?!- Wykrzyknęła przerażona Ślitka.
- Tylko ogłuszyłem, ale to chwilowy efekt.-Odparł jak gdyby nigdy nic.
-Co to za stworzenie?- Spytała już spokojniejsza.
-To gołąb, i z tego co widzę bardzo głodny.- Rzekł. Po czym dodał- Chodźmy stąd, zanim się obudzi.

***

Po długim marszu dotarli do miejsca, w którym dużo było wielkich rur i puszek na kijach.
-Tutaj się nikt nie zbliża, więc jesteśmy bezpieczni.- Rzekł z przekonaniem nowy znajomy.
-Jak coś jestem Śliwbastian.- Przedstawił się.
-Ja jestem Ślitka- odpowiedziała nasza bohaterka. Po czym spytała: Co to za miejsce?
-Ja nazywam je „Schronem” bo naprawdę chroni- odparł.- Rury chronią nas przed pogodą i wzrokiem dużych stworzeń, a dźwięk puszek uderzających o kije odstrasza ptaki takie jak ten gołąb, który cie zaatakował.
-Acha- odparła. Być może to „acha” było najgłupszym słowem jakie kiedykolwiek powiedziała i być może było zupełnie niepotrzebne, ale to jedyne słowo jakie jej przyszło w tej chwili do głowy.

***

Przesiedzieli w „schronie” kilka tygodni. Zdążyli się poznać i zaprzyjaźnić. Ślitka poznała wiele ciekawych historii z życia śliwbastiana. On zaś dowiedział się, jak śliwka uciekła z gałęzi matki. Poznał też historię jej ojca dębu o imieniu Bartek. Niestety bezpieczeństwo nie mogło trwać wiecznie. Pewnego dnia Ślitka obudziła się później niż zwykle. Nagle zaczęła drżeć ziemia. Przybiegł do niej zasapany śliwbastian i rzekł przestraszony: Zmywamy się Ślitka!
Przyszedł czas zbiorów.
-Że co?! Spytała albo raczej krzyknęła nasza bohaterka. Jednak zanim zdążyła coś dodać chwyciła ją wielka dłoń. Ślitka usłyszała głośno wypowiedziane zdania.
-Janek, patrz gdzie sie poturlała.
-Anka  po co tu przychodzić po jedną śliwkę, jeśli tam mamy ich mnóstwo.-Mówiąc „tam” olbrzym wskazał ręką w kierunku dwóch starych niskich śliw. Więcej Ślitka nie widziała gdyż olbrzymka która ją trzymała zacisnęła rękę tak iż nic nie mogła zobaczyć.
Trwało to kilka minut po czym dłoń się otworzyła i Ślitka spadła do wielkiego kosza. Do o koła było mnóstwo  innych śliwek. Wszystkie wyglądały na niezwykle przestraszone .
-Gdzie ja jestem?- Spytała Ślitka bojąc się odpowiedzi.
-W drodze do największego strachu każdej śliwki.- Odpowiedziała jakaś śliwka.
-Czyli ?- poprosiła o dokładność Ślitka.
-Do powideł dokończyła inna której głos był bardzo znajomy.
-Niemożliwe.- Wyszeptała Ślitka.
-Ale jednak, to ja siostro- Odpowiedziała Śliwtalia.
Drogi czytelniku jak sądzę potrzebujesz krótkiego wyjaśnienia. Informuję, iż Śliwtalia jest jedną z wielu sióstr naszej bohaterki. Mogłeś sie tego za pewne domyślić ale warto o tym wspomnieć. Na pewno sie niecierpliwisz dlatego pora dokończyć tę opowieść.
Ślitka nie mogła uwierzyć, że widzi swoją siostrę ale radość ze spotkania przerastał lęk wypełniający naszą bohaterkę. Już gdy była mała chowała się na najwyższych gałęziach matki aby nie trafić do „kotła”. Nagle Kosz w, którym sie znajdowali poruszył się. To olbrzymy podnosiły zbiornik. I już Ślitka leciała w duł ku gorącej otchłani. Śliwka miała cały czas zamknięte oczy ale im dłużej zwlekała z ich otworzeniem tym bardziej czuła, iż już nie spada. W końcu otworzyła oczy i zauważyła, że rzeczywiście nie spada. Zahaczyła o jakiś pręt i wisiała na nim cały czas. Wtedy usłyszała głos. Głos Śliwbastiana wołającego jej imię.
-Ślitka! Ślitka!
-Tu jestem!
-Ślitka jakie szczęście! Szybko chwyć mój ogonek!- krzyknął pochylając się aby mogła go dosięgnąć.
-Nie mogę! Pociągnę cię ze sobą! Odpowiedziała ze łzami w oczach.
-Daj spokój nic się nie stanie! No szybko!- Krzyknął. Śliwka złapała go za ogonek zwisający z głowy Śliwbastiana a ten wciągnął ją do góry. Nagle przybiegła dorosła olbrzymka zezłościła się i kijem zepchnęła naszą parę do kotła. Kiedy tak lecieli w duł przytuleni do siebie pod nimi pojawiła się wielka gałąź która uniosła ich do góry.
-Mama- krzyknęła uradowana Ślitka.- A gdzie Śliwtalia?- Spytała Ślitka.
-Niestety nie udało mi się jej uratować- Rzekła śliwa- ale dobrze jest widzieć i ciebie.-dodała.
Kilka dni później Ślitka wyprawiła się ze Śliwbastianem na małą polankę w pobliżu niewielkiego strumyczka. Rok później pobrali się. Nasza para wychowała 97 pociech i żyła szczęśliwie aż do ścinki na opał.

KONIEC

Komentarze

Prześlij komentarz

Bądź na bieżąco

Popularne posty